Ach co za noc.... Ona tak mnie uspokaja.Lubie patrzec w to niebo,nawet gdy jest zachmurzone.Ta cisza....
Wstyd mi przed sama soba ,gdy wspominam wczorajszy wieczor...To byla jakas trauma,stan ktorego nie potrafie dzis opisac. Lzy plynely przez dlugi czas.Zoladek niezbyt byl zachwycony tabletkami.Po tym wszystkim poczulam sie lepiej,zasnelam bez wspomagaczy,spokojnie.
Pobutka o 8,adidasy na nogi i na trening. Razem z L dzielnie stawilysmy czola godzinie aeroboxingu,potem 30 min pilates i 15 min w saunie...Raj dla ciala i duszy. Przez caly dzien nawet ani slowa na temat J,tak jakby wczorajszy dzien mi sie przysnil,jakby calkiem sie nie wydarzyl. Juz mi jest dobrze,lzej,calkowita obojetnosc.I tak niech pozostanie.
Spotkanie jak za dawnych czasow.Moje polskie,poczciwe,kochane kobietki.Tak dawno ich nie widzialam.Przegadalysmy polowe nocy,chociaz w planie byla cala,ale z powodu mojej sklerozy nie wpuscili mnie do zadnego z 8 klubow do ktorch mialysmy chec sie udac. Nauczka na przyszlosc,ze legitymacje trzeba zawsze miec przy sobie. Musze tylko przyznac,ze milo ze strony wszystkich bramkarzy iz twiedzil,ze mam gora 18 lat hehe,a przeciez granica wiekowa to 23 ,wiec wpuscic mnie nie mogli :) Dobrze bylo znow poczuc sie nastolatka:P Udalysmy sie nad fiord.I gdyby nie to cholerne zimno,to bysmy tam siedzialy do rana , gapily sie w niebo i gadaly o rzeczach waznych i mniej waznych. Jednak mysl o cieplym lozeczku zwyciezyla gdy tylko poczulam,ze posladki mi zamarzaja. Pozostalo mi juz tylko umyc zeby i moge sie wtopic w moja kolderke,biala jak snieg i snic...o wiosnie najlepiej:)