Komentarze: 14
Wrocilam dzis baaardzo wczesnym rankiem w stanie lekko wskazujacym. To byl pozegnalny,swiateczno,sylwestrowy weekend. Noce nieprzespane, cudowne, niezapomniane, przetanczone, gorace, zwariowane, z marzeniami...L wyjezdza niedlugo i raczej okazji juz nie bedzie w tym roku by wzniesc toast.
Nie zaluje zadnej sekundy.Wszystko bylo tak jak tego dawno chcialam, tego mi brakowalo. Znow te uczucie pewnosci siebie i szczescia, ktorego mogla bym nie wypuszczac z rak :)
Noca, w autobusie ten sam, jak zawsze chlopak. Tym razem usiadl obok mnie, usmiechal sie jak bysmy znali sie od dawna . Wzial za reke i zasypal lawina cudownych slow. Tak jakby wiedzial co chce uslyszec... Potem wysiadl jak zwykle. Pomachal na pozegnanie i znikl.
A dzis...Dzis nie podnosze sie z lozka, bo cialo odmawia. I to wcale nie bol glowy, po wczorajszym winie czerwonym a uraz lewej strony plecow. Bol okropny. Uniemozliwia glebokie oddychanie, poruszanie nogami, a o gornej partii ciala juz nie wspomne. Blizszych przyczyn nie znam. W kazdym razie potrzebuje silnych rak i masazu. No i kto mi w szafie pouklada?